środa, 25 października 2017

Zmiany… Portugalski a duński?

Witam kochani!
Od bardzo dawna nie było nowych postów i dużo z Was mi to wypomina. Czy mam wymówkę? Nie do końca. Chyba, że fakt, że pochłonęło mnie życie w stolicy…
Od sierpnia zmieniło się u mnie bardzo wiele rzeczy. Nawet nie wiem, od czego zacząć opowiadać!

Pamiętacie,  jak pisałam o moim planie nauki języka duńskiego?  Poszłam pewnego ranka na dzień otwarty do college' u. Niestety powiedziano mi, że taka grupa językowa nie powstanie ze względu na niewystarczającą ilość osób chętnych. Trochę się zawiodłam, gdyż nastawiałam się od dawna i marzyłam o studiach w Danii. Zaproponowano mi dwie alternatywy: niemiecki lub portugalski. Jako wielka przeciwniczka niemieckiego odważyłam się zapisać na portugalski. Jednak ciekawostka! Podjęłam się nauki, nie mając jeszcze świadomości, że odmiana europejska różni się bardzo od tej brazylijskiej. Moje zajęcia miały się odbywać według tej z Ameryki Południowej, jako że to stamtąd pochodzi moja nauczycielka. Moja rodzina i przyjaciele uważają, że to dość szalony pomysł. Sama na początku myślałam, że portugalski prawdopodobnie nigdy w życiu nigdzie mi się nie przyda. Jednak postanowiłam podejść do tego zupełnie inaczej. Dlaczego my, ludzie XXI wieku, mamy tendencję do zadawania tylu pytań? Po co mi to? Na co mi to? Czemu? A więc właśnie! Nie wiem. Wierzę jednak, że nauka obcego języka poszerza horyzonty oraz poprawia pamięć. Odkąd zaczęłam zajęcia, cieszę się niezmiernie, że wybrałam właśnie ten kurs. Poznałam sympatycznych ludzi, rozwijam się, uczę, a jednocześnie dobrze spędzam czas. Chętnie napiszę więcej o tym języku w kolejnych postach, jeżeli będziecie zainteresowani. Co do duńskiego… wciąż liczę, że może za rok zacznę naukę w Danii, a więc jeszcze wszystko może się wydarzyć…

Czasowniki po portugalsku







Nauka - prawie niczym francuski







Zmieniając trochę temat… Ostatnio próbowałam Wam przybliżyć mój typowy dzień w pracy jako au pair. Odkąd zaczął się rok szkolny, każdy dzień próbujemy planować i wypełniać dzieciom czas. Pisałam Wam, że dziewczynki, którymi się opiekuję nie chodzą do szkoły, a mama uczy je w domu. A więc tak. Nasz typowy tydzień teraz wygląda inaczej niż w sierpniu. W poniedziałki moim zadaniem jest opieka nad M, chodzimy wtedy na zajęcia dla 2-latków. Bawimy się farbami, kolorujemy i generalnie jest dużo zabawy. W tym samym czasie Lucy zostaje w domu z dziewczynkami i wspólnie wykonują jakiś projekt. Poprzedni - niezwykle ciekawy - dotyczył życia motyli. Hodowały własne gąsienice, obserwowały ich cykl życia i ewolucję w kolorowego motyla. Na zakończenie projektu postanowiłyśmy razem wybrać się do Horniman Museum, gdzie jest tzw. "butterfly house". Wypuściłyśmy tam motyle i miałyśmy okazję podziwiać tamtejsze. Super doświadczenie, uwierzcie - nigdy wcześniej nie widziałam tak wielkich motyli! :)












Wtorki to mój dzień wolny i to właśnie wtedy chodzę na moje zajęcia i spotykam się ze znajomymi. W środy dziewczynki chodzą na konie. Najstarsza z nich nieustannie mi powtarza, że jak dorośnie, to wyprowadzi się poza miasto i założy stadninę. Ciekawe.. też tak kiedyś mówiłam i jakoś nici z moich planów!




Podczas lekcji

Czwartki to dzień, który poświęcamy na naukę matematyki, a następnie chodzimy się relaksować na basen. Jest to jeden z najbardziej aktywnych dni, bo zaczynamy wcześnie. Piątki natomiast są jednym z moich ulubionych dni. Nikt by chyba nie zgadł, co wtedy robimy…

Chodzimy na łyżwy!

To chyba na tyle dziś, bo już późno, a jutro wcześnie zaczynam pracę. Dobranoc, kochani, dziękuję, że jesteście i obiecuję, że postaram się częściej tu zaglądać i opowiadać o mojej pracy! Buziaki. Hania
Moje kochane dziewczynki :)

czwartek, 31 sierpnia 2017

Typowy dzień w Londynie

Cześć i czołem! 😀
Długo nic nie pisałam, gdyż miałam dużo roboty, a mało czasu. Dzieciaki potrafią zajmować dużo czasu! Dzisiejszego posta chciałabym poświęcić temu, jak właściwie wygląda moja praca jako au pair w Londynie. Przybliżę Wam trochę mój typowy dzień w pracy, zajęcia i obowiązki …

Generalnie warto wiedzieć, że funkcjonują dwa typy au pair: live in oraz live out. Oznacza to jedynie to, czy dana osoba decyduje się zamieszkać u rodziny, u której opiekuje się dziećmi, czy też nie - mieszka oddzielnie i przyjeżdża do nich do pracy w trakcie dnia. Osobiście wybrałam opcję live in. Mieszkam w cudownej pięcioosobowej rodzinie. Mam pod opieką trzy dziewczynki - ze względu na prywatność wolę nie podawać pełnych imion -  M (2 latka), I (8 lat) i A (6 lat).

Wiele osób pyta mnie o mój typowy dzień. Zazwyczaj wstaję koło 8, upewniam się, czy dzieci już zjadły śniadanie - często kończy się to przygotowaniem drugiego posiłku dla nich, bo lubią zmyślać! Potem pomagam im w myciu zębów i czesaniu, co wbrew pozorom nie jest łatwe. Te dziewczynki mają zawsze wyjątkowe kołtuny, co wcale nie ułatwia mi życia. :)  To, co się dzieje potem, bardzo zależy od dnia. Przez pierwsze dwa tygodnie mojego pobytu dwie starsze dziewczyny chodziły na basen na lekcje pływania, więc miałam okazję sama skorzystać i pływać. Udało mi się też je przekonać, że głęboki basen wcale nie jest taki straszny, jak się zdaje i od tamtego czasu nawet nie myślą wejść do płytkiego basenu przeznaczonego dla trzylatków! Po basenie tradycją jest zajrzenie do sklepu i kupienie jakiejś przekąski (snack - zazwyczaj cukierki). W domu przygotowujemy lunch, czyli zazwyczaj kanapki lub sałatki. Lubię z dzieciakami rysować, chodzić do parku, robić doświadczenia chemiczne. Często jednak układamy też lego, gdyż odkąd tylko tu przyjechałam i dałam im zestaw, nie potrafią przestać się nim bawić.


Artystyczny widok na basen
Moje dwa aniołki
Bardzo mi się podoba fakt, że dziewczynki mogą oglądać telewizję tylko dwa dni w tygodniu. Ta zasada bardzo ułatwia życie, gdyż dzieciaki wolą spędzać czas aktywnie i jednocześnie korzystać z dnia. Planuję niedługo wybierać się z nimi na wycieczki do muzeów, ale póki co jest pełno turystów, więc uznałam, że poczekam, aż te tłumy wyjadą pod koniec wakacji!

No właśnie… wakacje! Już jest koniec sierpnia. W Polsce dzieciaki zaczynają szkołę już w poniedziałek 4 września. Tutaj sytuacja wygląda trochę inaczej. Moja "host mum" jest zwolenniczką edukacji domowej, która jest w Polsce czymś niemal niespotykanym. Osobiście uważam, że takie nauczanie ma zarówno plusy i minusy i nie mam zdania, co jest lepsze dla dziecka. Jednak to nie pora na opinie, ale na fakty! A więc my już od września ruszamy z uczeniem dzieci. Jestem bardzo ciekawa, jak to będzie wyglądało i z pewnością będę o tym pisać więcej na blogu! Natomiast M, czyli najmłodsza z córek Lucy, zacznie chodzić do żłobka niedługo, więc moim kolejnym obowiązkiem będzie zaprowadzenie jej tam.

Mała Maeve
Plac zabaw



Co robi au pair po południu? W tym domu kolację jemy o 18:00- 18:30. To właśnie o tej porze do domu wraca ich tata i przejmuje ode mnie opiekę nad dziećmi. Dziewczynki się kąpią, słuchają bajki na dobranoc i zasypiają. Ja w tym czasie lubię sprzątać po kolacji, mimo że nie należy to do moich obowiązków. Nie czuję absolutnie presji z niczyjej strony, ale uważam, że warto dać coś z siebie dodatkowo dla niektórych. W rzeczywistości wygląda to tak, że koło 19:00 jestem wolna. Zazwyczaj wychodzę wtedy "na miasto", spotykam się z ludźmi lub też lecę do łóżka odpoczywać.

Weekendy mam generalnie wolne, co uwielbiam wykorzystywać na zwiedzanie, znajomych lub imprezy! W końcu nie wiem, czy jeszcze kiedyś będę miała okazję korzystać z atrakcji Londynu! ;)

Chciałabym dodać, że zakochałam się w Londynie. Niewielu z Was o tym wie, ale w Anglii jestem niemalże co roku i nigdy nie byłam wielką fanką Londynu. Teraz uważam, że jednym z powodów była zwykła niechęć do masy turystów, którzy blokują przejścia i są nie do zniesienia. W tym roku jednak odkryłam magię stolicy. Wieczorem miasto tętni życiem, jest podświetlone i można się łatwo zakochać. Uwielbiam też to, że niezwykle łatwo jest tu poznać nowych ludzi. Jestem tu od ponad miesiąca, a zawarłam już wiele znajomości.
Frederic z Francji i Alex z Holandii


Takie widoki tylko w pobliskim parku


Ainhoa z Hiszpanii
Arina z Portugalii

Nicole z Niemiec - ma korzenie polskie
Chris z Londynu
Do kogo dziś zadzwonić?
London Eye jest śliczne nocą


Na dziś to tyle. Dobranoc kochani! :)


poniedziałek, 7 sierpnia 2017

"Must see" w Londynie


Bycie au pair w dużym mieście niewątpliwie daje sporo korzyści. Wolne dni można np. przeznaczyć na zwiedzanie. Jednak warto podkreślić, że gdy chcemy poruszać się po Londynie z łatwością, niezbędną rzeczą jest tzw. Oyster Card, czyli bezdotykowa karta elektroniczna wydawana przez firmę Transport for London. Bez względu na to, czy wsiadamy w metro czy w autobus, należy przyłożyć kartę do specjalnego czytnika. Ta czynność sprawia, że z naszego konta pobierana jest suma równa cenie biletu ważnego podczas aktualnej trasy. Ceny biletów są różne w każdej strefie Londynu.
Moja Oyster Card
Dlaczego o tym piszę? Wybrałam się ostatnio na wycieczkę i zauważyłam, że jest to "must have" każdego pragnącego odwiedzić to miasto. Przejdźmy zatem do tego, co właściwie zobaczyłam i co mogę Wam polecić...

Chyba każdy słyszał o słynnym London Eye? Jest to koło obserwacyjne mieszczące się na południowym brzegu Tamizy, o wysokości 135 m. Pełny obrót koła trwa 30 minut, więc jest mnóstwo czasu na zdjęcia i podziwianie Londynu. Jako że bilet wstępu jest dość drogi, a ja kilka lat temu byłam już na London Eye - w tym roku postanowiłam tylko się przyjrzeć z daleka i zrobić te zdjęcia:



Osobiście kocham te zdjęcia... Cudowny widok. I to niebo takie błękitne... ;)

Kolor czerwony kojarzy się wielu z nas z londyńskimi autobusami i budkami telefonicznymi. Co ciekawe, faktycznie w wielu miejscach on występuje. Spójrzcie, co zobaczyłam po drodze.






Budkę też musiałam sfotografować! :D

Przy Big Benie też czerwono
No właśnie... Big Ben to również jedna z najbardziej kojarzonych atrakcji Londynu. Jest to wieża zegarowa należąca do Pałacu Westminsterskiego.
Zdecydowanie warto zobaczyć!

W całej swojej okazałości

Widok nocą 

Prawdziwa turystka :)
Na dziś to już koniec, chociaż zdjęć mam dużo więcej. Obiecuję, że niedługo pokażę Wam też miejsca mniej znane, a równie cudowne! Do usłyszenia, kochani. H.

poniedziałek, 24 lipca 2017

Pierwsze dni w Londynie

Moja londyńska przygoda zaczęła się dokładnie 18 lipca. Lot z Warszawy miał trwać 2h 45 minut według planu, ale niestety wylądowaliśmy o godzinę później ze względu na pioruny i burze nad Londynem. Podróż dłużyła mi się niemiłosiernie, a co gorsza - obok mnie siedział starszy Pan, który zasnął i bardzo głośno chrapał. Wszelkie próby słuchania muzyki, wyglądania przez okno, rozmyślania o przeróżnych sprawach zakończyły się niepowodzeniem, gdyż dźwięk chrapania był nie do zniesienia. Po dotarciu na lotnisko, dałam sygnał rodzinie, że jestem bezpieczna, odebrałam walizkę, a następnie spotkałam Dave'a. Dave jest ojcem trzech dziewczynek, którymi się zajmuję i to właśnie z nim i z Lucy - jego żoną, mieszkam. Tego dnia zasnęłam dość szybko, by następnego wstać wcześnie i przywitać się z dzieciakami.

Lotnisko Chopina
Widok z samolotu

























Dziewiętnastego lipca miałam okazję wybrać się do pobliskiego parku, który z pewnością będę odwiedzać często w tym roku. Lucy i Dave postanowili, że pierwszy tydzień mojego pobytu będzie dość luźny, gdyż chcieli dać mi czas na zaaklimatyzowanie się i poznanie okolic. Okazało się, że będę mieszkać jedynie 25 minut od samego centrum Londynu, co spodobało mi się bardzo, bo uważam, że w tym mieście jest naprawdę wiele miejsc wartych odwiedzenia. Już nie mogę się doczekać spędzania wolnych dni na spacerach, w muzeach, na festiwalach itp.



Następnego dnia - w czwartek, miałam dzień wolny. Był to duży wyjątek, gdyż generalnie przez cały rok ten dzień będę spędzać z dzieciakami, gdyż Lucy i Dave pracują od rana do nocy. Tak się złożyło, że ten czwartek był ostatnim dniem pracy poprzedniej opiekunki, jaką zatrudnili. Jest to bardzo sympatyczna osoba, mająca duże doświadczenie w pracy z dziećmi. Podczas wspólnego spaceru pokazała mi sklepy w pobliskiej dzielnicy - Peckham. Miałam na przykład okazję wejść do słynnego Primarku i pooglądać przeróżne tanie ubrania i dodatki. Nic nie kupiłam, ale wiem, że muszę tam wrócić!!
Peckham na snapchacie


sobota, 22 lipca 2017

O moim blogu

Kochani,
Długo o tym myślałam i w końcu zdecydowałam, że założę własnego bloga, na którym będę mogła dzielić się z Wami moimi przeżyciami z bycia au pair w Londynie. Chciałabym również w tym roku podjąć się nauki języka duńskiego, więc najprawdopodobniej zawrę sporo informacji o tych lekcjach także i tutaj. Czasem może się zdarzyć, że w postach będę wymieniała piosenki, filmy lub książki, które w ostatnim czasie lubię - musicie mi to wybaczyć! Mam nadzieję jednak, że i te fragmenty przypadną Wam do gustu i że każdy znajdzie u mnie coś ciekawego dla siebie.







Doświadczenia w pisaniu bloga jeszcze nie mam, ale liczę na to, że przy odrobinie Waszej pomocy  (komentarze, opinie) wszystko mi się uda 
i przekażę Wam jak najwięcej ciekawostek.
Myślę, że prowadzenie tego bloga pozwoli mi pokazać innym cząstkę siebie.







Niech ten blog będzie więc miejscem dla każdego, kto interesuje się programem au pair, kto pragnie przeżyć przygodę życia i zostać au pair, kto myśli o zamieszkaniu w Londynie, kto zaczyna naukę duńskiego, kto szuka inspiracji muzycznych, kto uczy się francuskiego lub dla kogoś, kto zwyczajnie trafił na tę stronę i uważa, że warto poświęcić kilka chwil i zobaczyć, co ta Hania ma zamiar opowiedzieć!

Zapraszam serdecznie. :)